"Księżyc leniwy jak pieróg"
KSIĘGA WIERSZY KSIĘŻYCOWYCH
Spis wierszy:
nic nie mówi, okiem tylko mruga
no a dla nas już noc jest za długa
to nie dla nas za oknem świerszcze grają
to nie przez nas gwiazdy spadają
księżyc srebrny w dwie chmury wtulony
zniknął cicho przez słońce spłoszony
zniknął cicho, czy wróci tu jeszcze?
czy jesteśmy dla siebie powietrzem?
nie mów nic, może poznać nie chcę
takich słów, które mrożą serce
które sprawią, że srebro księżyca
spływać będzie po moich policzkach
Dzisiaj pełnią nas zachwyca,
Luna o poświatę dba ...
jaśniejące pełne lica
oświetlają drogę gwiazd.
Lata świetlne przemijają
miłość ich nie gaśnie,
księżyc szczęśliwy przemyka
mamy oto dowód właśnie.
Towarzysz bezsennych nocy,
zmienił trasę spaceru -
myślę że takich Marków
znajdzie się tej nocy wielu.
Gdzieżeś ty bywał, srebrny Księżycu,
gdy wiosną drzewa pachniały?
Znalazłem sobie piękną dziewczynę
i w niej zgubiłem się cały.
Tak mnie pieściła i całowała
w pobliżu sadu nad stawem,
a moja tarcza aż promieniała
i lato było niebawem.
A coś ty robił srebrny Księżycu,
gdy lato durzy gorące?
Znalazłem sobie nową dziewczynę,
co miała włosy jak słońce.
Ona mnie wiodła w noce gwiaździste
na łąki mdlejące kwieciem,
a myśli miała dobre i czyste
i dobrze z nią było w lecie.
A co się działo z tobą Księżycu,
gdy jesień farby rozkłada?
Znalazłem sobie taką dziewczynę,
z którą nie tylko się gada.
Poszedłem za nią na wrzosowisko
i tam w złocistej brzezinie
oddała dla mnie co miała - wszystko
i żal nie było dziewczynie.
Co będziesz robił drogi Księżycu,
gdy mróz i śnieżne zawieje?
Poszukam sobie ciepłej dziewczyny,
która mnie nocą ogrzeje.
I tak nam będzie słodko i miło,
pośród zimowych zamieci,
jak jeszcze nigdy dotąd nie było
i zima szybciej nam zleci.
17 stycznia 2012
Zamknij oczy, zaufaj milczeniu:
ono pieśnią skarg i rozpaczy.
Tłusty księżyc na obrusie nieba
bladą plamą. Ty bądź dziś słuchaczem
bicia serca bez echa drugiego,
bez melodii oddechów i westchnień.
Może księżyc leniwy jak pieróg
samotności świecić nie zechce.
Stoję w oknie - czekam. Tej nocy mam randevu.
On spóźniony? Wszak godziny mi nie wyznaczył!
Gdy zjawi się, spojrzę w jasną twarz i wyznam mu,
że czekam bez żalu, a los mi go przeznaczył!
Na tle ametystów nocy swą twarz wciąż zmienia.
Bywa, jak złoty denar, gdy przybywa w zaloty,
to znów wychudły, niczym szabla Saracena.
Urzekający wędrowiec lśniący od pozłoty.
Bezsenność dobrze się czuje w jego towarzystwie.
Miłe spacery we dwoje po nieboskłonie...
Sycę zmysły widokiem nim czar ten pryśnie,
w każdej jego kwadrze wraz z nim w poezji tonę...
Prześlicznie wygląda
do mieszkań zagląda -
myślałam ,że się śmieje
może z gwiazdami szaleje.
Czy robi to dla kabały
w swej pełni doskonały-
czy nam radość sprawić
senne majaki odprawić.
Po dłuższej obserwacji
pełen konsternacji -
umknął między obłoki,
ja wpadłam w sen głęboki.
"Anioł z księżycem III" autor obrazu: Leszek Kostuj
Zaproś mnie do menueta. Podniebnym krokiem
prowadź w adagio słodkie, lekko poprósz srebrem.
Roztańczmy się na ścieżkach ametystowo-złotych,
na niwach lamentu, szlakiem materii zgrzebnej.
Gdzie rojów gwiazd rozrzuconych senne brzmi scherzo.
Na chwilę odłóżmy twój spokój i majestat...
Z fantazją wejdź w allegretto za głosem serca,
a potem już niech wiruje z nami Wszechświat,
presto, presto, presto – lekko tak, z podskokiem.
Nich sypie się świetlisty czar nocnego nieba
brokatem na śpiące, jak poduszki obłoki -
sonatą Maestro Ludwiga van Beethovena.
Porwałam cię na chwilę, zatem oddaję w ciszę
mórz rozległych: Jasności, Spokoju i Nektaru,
byś na powrót rozjaśnił nieba ciemną niszę.
Ja wracam, by żyć dla zwariowanych chwil paru.
Towarzysz życia...
Księżyc - niemy towarzysz wieczorów
wyniośle zagląda w me okno.
Pewnie sprawdza jakie myśli
władają moją duszą samotną.
Życzliwym uśmiechem kwituje szaleństwa,
serdecznym gestem ociera
słone krople zawisłe na rzęsach.
Czasem myślę, że czeka
by zabrać mnie w chmury,
(gdy dzień był nadto ponury),
a czasem, że chce mi tylko przypomnieć
o nocach minionych i snach niespełnionych.
Odległy Przyjacielu mej ziemskiej podróży
Odgadnij sens bólu z gwiezdnej przepowiedni
Trzymaj za rękę, gdy bliscy zawiedli.
......................................................
Bądź przy mnie, gdy czuję, że życie się dłuży...
/2006.10.30/
Wiatr
Schował się
W osikowym zagajniku
I szeleści wśród rozedrganych liści
Przeplatając plotki, legendy i przepowiednie
W cichej szeleszczącej opowieści
A między osikami
Licho
Biega radośnie slalomem
Śmiejąc się cicho
Z przyniesionych przez wiatr wieści
I zagląda do dziupli
W której ptaki mają domek
By ptasie maluchy popieścić
Słońce wsparło skronie o białe chmury
Rozbawione figlami licha
Złocistym spojrzeniem
Patrzy z góry
I złotym promieniem
Łaskocząc licho po nosie
Jak dziecko, które właśnie zbroiło
Za chmury chowa się
W osikowym zagajniku
Wiatr snuje szeleszczące opowieści
I tylko od czasu do czasu wzdycha
I delikatnym powiewem korony drzew pieści
Wdzięczna wiotka osika
Kołysząc przed wiatrem się kłania
I zachęca do dalszego opowiadania
Już zmierzch
Za horyzontem słońce
Schowało się pod czerwoną pierzynę
Srebrzysty księżyc
W czarnym płaszczu nocy
Na nieboskłon dostojnie wkroczył
I posrebrzając osikowe głowy
Dostrzegł wiatr w ramiona drzew wtulony
A za pieńkiem osikowym
Chowa się licho
Zmęczone figlami siedzi cicho
Uparło się, że póki księżyc świeci, nie zaśnie
Zajrzał księżyc za pieniek
Myśląc, że słyszy świerszczy cykanie
A to chrapało uśpione licho
Drzemiąc smacznie
Uśmiechnął się księżyc
Jeszcze poświeci
I do samego rana nie zgaśnie
(30 maja 2011)
Zabłąkana
Błysk półksiężyca
rozświetla zbłąkaną twarz
serce w rozterce
Mroczna zagadka
noc zadaje pytania
dławi ciekawość
Ukryte słowa
mądra sowa nie sprzeda
zbyt późna pora
Ślepy nietoperz
nie zdradzi bo nie widział
szczere milczenie
Nim zaśnie księżyc
znajdzie właściwą drogę
zgodnie z sumieniem
ach ten księżyc
ktoś powiedział księżycowi o świcie
że jest próżniak, nicpoń, marzyciel
i nie może paradować w błękicie
tylko w czarnym jak noc aksamicie
ktoś powiedział księżycowi nad ranem
że ma włożyć gwiezdną piżamę
ale on wziął jutrzenkę pod ramię
na obłoku razem zjedli śniadanie
ktoś powiedział księżycowi w południe
że postąpił wobec słońca obłudnie
a on świecił i świeci tak cudnie
ale co to? teraz blednie i chudnie
ktoś powiedział księżycowi wieczorem
że na harce wybrał sobie złą porę
postępować winien zgodnie ze wzorem
nie kierować się zaś swoim humorem
ktoś powiedział księżycowi po kolacji
że najlepiej jemu w ciemnej kreacji
nawet w czasie letnich wakacji
i ten ktoś nie był wcale bez racji
ktoś powiedział księżycowi o północy
by rozłożył na niebie gwiezdny kocyk
z mlecznej drogi żeby dzisiaj nie zboczył
tak zrobił, a ktosiowi przymknął oczy
ktoś... ciii... on już śpi
bilet na księżyc
gdy przyjdzie mi kiedyś dotknąć kresu
bez zdziwienia i łzy szkarłatnej
niech mi będzie wolno zdecydować
o podróży bezkresnej ostatniej
wyjdę przed dom w noc jasną bez skazy
spojrzę na gwieździstych sfer krajobrazy
by stwierdzić - podróży mi potrzeba
z biletem na księżyc... nie do nieba
z kuferkiem na drobne manatki
spowita zwiewnie w materię szarą
do łodzi niebieskiej w rejs ostatni
zaprosi mnie przewoźnik Charon
wyjdę na próg domu w ciepłym swetrze
i zaciągnę się nocnym powietrzem
by stwierdzić - podróży mi potrzeba
z biletem na księżyc... nie do nieba
zamieszkać chcę na morzu jasności
co kwadra nową nałożyć twarz
by pośród gwiazd w ametyście nieba
wraz z luną odwieczną trzymać straż
pragnę płynąć na patrol z księżycem
lśnić na nocnym niebie- słońca odbiciem
jestem pewna - biletu mi potrzeba
biletu na księżyc... nie do nieba.
wieczór wachlarz rozłożył po cichu
mrokiem zalał, skąpał krajobraz
z cieniem zmieszał esencję grafitu
gwiezdny namiot szelestem rozpostarł
potem księżyc zbudził srebrzysty
ten się przypiął rogalem na granat
niebo swoim istnieniem roziskrzył
ruszył w drogę jak gwiazda zbłąkana
i zatrzymał się myślą nad stawem
złapał chmurę, wcisnął pod głowę
w taflę rzucił spojrzenie blade
a w niej znalazł swoją połowę
dowód zbrodni
może wiersz popełnimy ?
jak zbrodnię - doskonały
motyw mam, co z alibi ?
nie martw się, zero kary
a księżyc, niemy świadek?
odwróci się plecami
nie zerknie na tą zdradę
tak już jest z facetami
choć w pełni, on jak nów
nadszedł mrok, to ta chwila
ja padam do weny stóp
ty pióro w wersy wbijaj
druga strona uczuć
pierwszy wers nowego wiersza
na klucz zamknął stary rok
już w niewoli myśl najszczersza
co rozświetli teraz mrok
może księżyc swoim blaskiem
albo zima śnieżną bielą
w sercu ognia nie ugaszę
on dla wiersza jest nadzieją
dzięki niemu trzecia strofa
uwolniła skryte słowa
trzeba mówić, że się kocha
lub napisać, nic nie chować
guzik z pętelką
spójrz na księżyc
mam wielką ochotę
przyszyć go do swetra
i zapiąć pętelką
a gwiazdy jak cekiny
przykleić do sukni
nim przygasną
wiatr zaszumiał
otulił szalem wspomnień
rozkołysał w rytm muzyki sprzed lat
cofnął czas
a księżyc Pan
włożył srebrną koronę
i ruszył w świat
księżyc z pętelką
nadeszła w czarnym płaszczu bezsenna
pod szyję spięta srebrnym księżycem
chmura go zrywa, gwiazdy wchłonęła
żadna nie spadnie, nie spełni życzeń
miast perseidów deszczu kropelki
do pracy zrywa się silny wiatr
przyciągnął wozy, mały i wielki
przyszył też guzik - znów świeci, choć zbladł
pytasz skąd nitkę miał do przyszycia
otóż dziś chciałem za pióro chwycić
by pisać wersy z pełnią księżyca
lecz weny brakło i z wiersza nici
(nie powstał żaden, choć tyci-tyci)
mijam gwiazdozbiór jeden, drugi
zimny blask planet – luster śledzę
tego, co szukam, nie znajduję
cienki horyzont nieba miedzą
miast znaleźć, zgubię – tego się boję
promienie gwiazd o świcie bledną
stąpam po niebie jak po polu
na którym stwórca rozsiał srebro
spijając noc, tracę nadzieję
czas się kurczy, na wschodzie dnieje
ni w dzień, ni w noc, a gdzieś pomiędzy
wsparta o ciszę, znajdę księżyc
a słońce leniwie oczy mi rozpala
i resztki melancholii spopiela
spojrzenie ujarzmia, do reszty zniewala
i cieszy jak sierpniowa niedziela
nie pamiętam teraz o ukłuciach strachu
gdy się broniłam przed błędnym świtem
blady rycerz gawędził z księżycem na dachu
miał miękkie łapy, nie gardził życiem
słońcopodobni
(on okrągły, ona złota)
w kwarantannie są chyba od początku związku,
usychają z tęsknoty, zanosząc się szlochem.
w tej relacji trudnością jest niezmienność kątów
prostych i półpełnych. grawitacja ich losem
wraz z przyrodą rządzi. nie boli szklana ściana
z granatowym połyskiem na krawędziach wody,
ani bezustanna jego kształtu zmiana
i męczące zaniki, błyskotliwe wschody.
oczy jak w hipnozie, zapatrzone, szczęśliwe.
nieprzecięte biele przez przepastne czerwienie.
ich sama obecność poprawia perspektywę,
swoim ruchem sprawiają w człowieku trzęsienie
posad optymizmu, dla wszystkich go starczy.
pozwalają na radość krzykliwą z podziemia,
wydobyty zachwyt nad miąższem pomarańczy.
pobudzają jej wargi, a jego zaćmienia.
ona, złota rybka, całe życie zamknięta
w szklanej kuli z piaskiem i wodorostami.
on, księżyc, uczepiony do kopuły nieba.
wciąż dźwięcznie niedostępni, przepiękni i sami.
budzę wiersze, niech mącą wieczór
snują cienie na kartki tle
trafią do mnie, nie znając adresu
tak jest zawsze, kiedy jest źle
księżyc dzisiaj jak lampa zepsuta
dam mu spokój, niech sobie śpi
brak uśmiechu jest lepszy niż smutek
wiersze krążą ciężko jak ćmy