W szpitalu
Zapytałem siostrę o zwykły plaster raz Odpowiedz brzmiała - rany goi czas
--------------------------------------------------- Pamiętam jak przed laty Wśród ludzi gęstym tłumnie Krzycząc to za idee taty Z wypiętą piersią szedłem dumnie
Ulice bez barwnych kwiatów Lecz szumiały wciąż i wciąż To gniewne głosy mych braci Domagały się sprawiedliwości jak jeden mąż
Niech żyje Lech krzyczano wciąż Wypuścić internowanych (najwyższy czas) I nagle petarda upadła w gąszcz Rozstąpił się ludzki las
Woda się leje bystrym strumieniem I do płaczu doprowadza płaczący gaz Nienawiść już rządzi ludzkim cierpieniem Idą kamienie w ruch raz dwa raz
-------------------------------------------------- Dziś po latach już wielu W zwykłym cywilnym leżąc szpitalu Przypominam sobie te chwile przyjacielu W każdym szczególe detalu
|