Szklisty

trzymam w garści sny są jak kruki
siedzą na ramionach wydziobują oczy
ziarna z których nie wyrosły kwiaty

zupełnie świadomy jak deszcz
spływam po szybie próbuję zrozumieć
część duszy jak w klatce trzepocze
próbuje się wydostać wyważyć myślami
poskładane z chmur trwanie

nadal nie wiem po co
zamalowuję ciszę kawałkiem kredy
przecież znalazłem nadłamaną gwiazdę
z łutem szczęścia i tęsknotą za niebem

przewiązuję sznurkiem refleksy światła
stawiam w wazonie zanim zgasną
obudzą czas odebrany życiu