Znieruchomienie

jestem z ciszą lub śniegiem
który opala się w smudze światła
kładą się sny w warstwy jeden na drugim
między złożone dłonie gdzie znajduję ufność

zostawiam na twarzy niedokończone obrazy
ścieram palcami zbyt dużo nocy i gwiazd
porzuciło cienie leżą na drodze jak poskręcane korzenie

w świetle dnia nadal błądzę nazwałem nadzieją
szum drzew i wiatr który zapomniał o milczeniu

lepszy o jeden gest w stronę nieba i uśmiech
został po wczorajszej kolacji rwę kartki
w płatki śniegu i rozrzucam z okna na ogród