Ze szkła
zmierzyłem światłem przyszłość
słona jak bryza w przypływie uczuć
otula zachodem
gubią się cienie w kamieniu
ociężałe jak wieczór
zawarłem przymierze z chwilami
przynoszą ulgę im dłużej
leżą w śniegu zapomniane w pragnieniach
potrzeby jak egoizm
w dotyku wiatru zmieniają kolor
jak gwiazdy grzęzną w poświacie